sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 3 Czy to ta której poszukuję???

Miesiąc później mała Maisha potrafiła już chodzić i mówiła pojedyncze słowa "tata", "jeść", oraz zdanie " "gde, mama"?



 To było niewiarygodne jak mała lwicza szybko się uczyła... Kovu od początku nie chciał obwijać w bawełnę i na każde pytanie córki odpowiadał "Kochanie, mamy nie ma... odeszła od nas, w sensie nie ze swojej zachcianki, ale tak już bywa, to odejście nazywa się śmiercią, każdy kiedyś odejdzie, na zawsze i nie ma odwrotu"-przy odpowiedzi na to pytanie często płakał córka wtulała się w jego grzywę, czuł wtedy radość która przelewała jego serce, jednak nie potrafiło to zatopić całej goryczy serca młodego lwa. 
Nie potrafił sobie przyswoić myśli że już nigdy nie zobaczy Kiary i może jakoś by to wszytko przebolał gdyby nie fakt o znalezieniu nowej żony, był tym załamany... Jednak nie tylko on, cała Lwia Ziemia była pogrążona w rozpaczy...
                                                                   * * *
Minął kolejny miesiąc, a lwiczka rozumiała coraz więcej Kovu ogólnie załamany był tym że musi znaleźć nową żonę, wcale tego nie chciał... 
Córka coraz lepiej umiała chodzić, oraz dobrze mówiła, ale niestety nie rozumiała jeszcze wszystkiego... 
Młody, samotny ojciec codziennie zabierał ją na spacery i na każdym z nich opowiadał Mai ( skrót od Maisha) o mamie, jaką to była wspaniałą lwicą...
Tego wieczoru też zabrał małą na spacer, ale postanowił pójść z nią trochę dalej niż dotychczas, rozmawiał z nią na różne tematy na przykład że ona w przyszłości zostanie królową, ale i tak najczęstszym tematem była śmierć królowej, Kovu pragnął by jego córka dużo wiedziała o mamie... 
Dlatego też zabrał dziś córkę trochę dalej na polankę by opowiedzieć jej o gwiazdach... Usiadł na trawie, a Mai na plecach ojca...
- Widzisz te migoczące gwiazdy?- zwrócił się do małej, patrząc w górę.
- Tak, widzę...
- To z nich patrzą na nas wielcy władcy z przeszłości...- Mama też?- przerwała mu pytaniem.
- Tak skarbie, mama też... Pamiętaj gdy ja też dołączę do tych gwiazd, przede wszystkim do twojej mamy, zawsze możesz się zwrócić do nas gdy będziesz miała problem... My postaramy się dać Ci znak, teraz w ciężkich chwilach możesz prosić mamę o pomoc... Ja tak robię...
- Aha... A czy...- zaciekawiła się mała, ale przerwały jej wrzaski odległe, aczkolwiek bardzo dobrze dosłyszalne...
- Poczekaj tu na mnie, muszę sprawdzić co się tam dzieje, dobrze? Nie ruszaj się stąd...- Lwiczka pokiwała głową że rozumie.
Pobiegł szybko i schował się w krzakach, by mieć wzgląd co dzieje się kilka metrów przed nim.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - krzyczał złowieszczo duży lew.
-  To nieprawda!
- Nie zasługujesz na to by żyć!!- uderzył lwice z całej siły, ta aż wybiła w powietrze...
- Tego jest za wiele!- pomyślał i wybiegł z krzaków wprost na lwa i trzepnął go jeszcze mocniej niż on swoją żonę,lwica była zszokowana...
Lew podniósł się szczerząc kły.
- Czego wsadzasz ten swój zapchlony łeb w nieswoje sprawy?
- Zapchlony, to jesteś TY, mam prawo interweniować gdy coś złego dzieje się na mojej  ziemi, zresztą na innej też bym nie przeszedł obojętnie... Nie życzę sobie, więcej takich zachowań z twojej strony, rozumiesz?
- Jasne, zapchlony półgłówku!!
- Zamknij się Isaam!!!- krzyknęła żona.
- Spadaj stąd, żebym Cię więcej nie widział! Muszę iść do córki.
- Odchodzę od Ciebie Isaam, rozumiesz? To koniec!- wyszczerzyła kły.
- Możesz dołączyć do nas, jeśli chcesz...


- No, jeśli mogę...
- Pożałujecie! Obydwoje!- szepnął sam do siebie.



Kovu rozmawiał z lwicą, a córkę niósł na plecach...
- A właśnie! Nie przedstawiłam się! Jestem Lily, ale mów mi Lila...- biała lwica uśmiechnęła się szeroko.
- A ja Kovu.- odwzajemnił uśmiech. Dopiero teraz zauważył dwie czerwone blizny przecinające oko lwicy, które zrobił jej mąż podczas uderzenia.



- A ja Maisha, ale mów mi Mai!- mała lwiczka uśmiechnęła się...
- Kto wybrał takie śliczne imię?
- Moja żona...- Kovu posmutniał, Lila wiedziała że jego żona nie żyje...
Na Lwiej Skale Kovu przedstawił wszystkim nową lwicę w stadzie...
- Może to ona zostanie twoją żoną?- spytał znienacka Simba gdy obydwoje zostali sami.
- Ma coś w sobie, coś co w niej polubiłem, ale nie wiem dokładnie co to jest. Zresztą, czas pokaże...
- Życzę Ci powodzenia, Kovu...
- Dzięki, przyda się...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Autorem nagłówka,cytatu oraz jednego z obrazków jest Irma  Bardzo dziękuję Irmo! Wpadajcie do niej na konkurs! Jest fajny i wcale nie trudny! Zapraszam! http://zycie-ksiezniczki-luny.blog.pl/

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 2 Ktoś umiera, by ktoś mógł żyć...

Kiara wstała o świcie, nie mogła spać, całą noc dręczyły ją koszmary związane z porodem. Wyszła po cichutku przed jaskinie, tak by nikogo nie obudzić, chciała się przejść nad wodopój... Tak też zrobiła.
Gdy doszła usiadła i zaczęła myśleć nad swym życiem, zajęło jej to trochę czasu, wspominała jak poprzedniego dnia... Podniosła głowę do góry i  zobaczyła słońce wschodzące coraz wyżej...
-"O nie!"- pomyślała- "Muszę wracać, nie mogą zorientować się że mnie nie było!" Zrobiła gwałtowny ruch... Złapał ją mocny kurcz, upadła...
Nie mogła się podnieś ani w ogóle ruszyć... Brzuch bolał ją coraz bardziej! A ona była sama! Zaczął się poród, nie mogła znieść bólu jaki jej towarzyszył... Minęło sporo czasu...
                                                                    * * *
- Gdzie jest Kiara?- zerwał się gdy zobaczył że nie ma jej obok niego, wyszedł przed jaskinie... Tam też jej nie było... Ruszył  w stronę wodopoju...
                                                                * * *
Kiara była nadal w tym samym miejscu, samiutka...
Urodziła córeczkę, ale nadal ból nie ustępował raczej z minuty na minutę był coraz większy... Lwica czuła że śmierć zbliża się do niej wielkimi krokami...
Postanowiła napisać na piasku to co czuje, by gdy ją znajdzie Kovu mógł to odczytać... Napisała: " Kovu, nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham, mamy śliczną córeczkę...
Czuję że umrę, proszę opiekuj się naszą pociechą i wychowaj ją na godną władczynię... Jeśli możesz nazwij ją Maisha- to znaczy życie... Pamiętaj o mnie, ale też pamiętaj że chcę żebyś ułożył sobie życie... Na zawsze- Twoja Kiara.- narysowała jeszcze serduszko, przytuliła swoją córkę i ułożyła się tak że wyglądała jakby spała... Z każdą chwilą czuła się słabsza, słyszała dziwne głosy, lecz wiedziała że to tylko wytwór jej wyobraźni... Czuła jak opuszcza tych których kocha...
                                                              * * *
Kovu przyspieszył trochę będąc bliżej wodopoju...
- Kiara!!!- wykrzyknął przerażony gdy zobaczył ją leżącą, podszedł bliżej, ujrzał małą brązową kuleczkę.- Kiara?- podszedł do żony i trącił ją nosem.- Kiara! Obudź się! Kochanie... Słyszysz?- kilka łez poleciało mu po policzku, wziął córkę w pysk i pobiegł do Rafikiego...
- Kovu?! Co się stało?- spytał wychodząc z baobabu.
- Kiara urodziła... I... Chyba... Nie... Żyje...! Próbowałem ją obudzić ale mi się nie udało po za tym jest cała zimna i w ogóle znalazłem ją przy wodopoju, nasza córka leżała obok niej...
- Chodźmy, do niej...- Rafiki bardzo zasmucił się tym co usłyszał z ust Kovu.
Rafiki podszedł do leżącej, nieprzytomnej Kiary...
- Nie żyje...- odrzekł po chwili, obszedł ją w koło i zauważył pismo pisane łapą, którego odbiorcą miał być Kovu
- Zobacz, napisała to do Ciebie...- zwrócił się do płaczącego lwa, pokazując mu łapą co dokładnie ma na myśli...
Zaczął czytać, kilka razy zatrzymywał się płacząc na cały głos...
- Kiara prosiła bym nazwał naszą córkę Maisha... Śliczne imię, skoro ona tak by chciała- niech tak będzie...- znów zaczął płakać, Rafiki próbował go pocieszać, niestety na marne...
- Chodźmy, musimy wszystkim powiedzieć...- zaproponował mandryl, po czym uronił kilka łez...
Kovu wziął żonę na plecy, a Rafiki wziął Maishe na ręce, szli powoli...
                                                        *   *   *
- Co się stało! Kovu?- usłyszał zdziwiony i zmartwiony głos Simby.
- Kiara... Urodziła córkę... Maishę... Ale... Zmarła po porodzie...- znów powróciła chęć płaczu..
- Jak to? To niemożliwe... Rafiki... Wiesz dokładnie co jest przyczyną jej śmierci?
- Tak Panie... Pod czas ciąży ukąsiła ją tarantula, niestety nie wynaleziono na to żadnego leku, jednak większość lwic z tego wychodziła...- rzekł zasmucony...
                                                           *   *  * 
Tego samego dnia pod wieczór odbyła się prezentacja małej, brązowej lwiczki, wszyscy cieszyli się, jednak ich radość minęła szybko gdy dowiedzieli się że królowa nie żyje... Cała Lwia Ziemia, pogrążona była w rozpaczy, wiadomość dotarła również do innych ziem...
                                                   * Kilka dni później *
- Kovu? Mogę Cię prosić na słówko?- spytał Simba.
- Tak... Już idę...
- Przejdźmy się...- Kovu przystał na propozycję.- Wiem że jest Ci ciężko po stracie żony, ale znasz prawo, król któremu umrze żona, a on zostaje sam z małym dzieckiem musi wybrać... Albo jego małe dziecko obejmie tron, albo on sam znajdzie sobie drugą żonę...
- Tak znam prawo, ale to trochę nie logiczne, po stracie ukochanej osoby mam szukać sobie drugiej i zapomnieć o niej? Co to w ogóle za prawo!?
- Rozumiem Kovu, ale...
- Właśnie nie rozumiesz!- odszedł zdenerwowany...
Simba pobiegł za nim.
- Poczekaj, nie kłóćmy się, i tak mamy już wystarczająco dużo problemów...  Może masz rację  nie rozumiem, ale mniej więcej wiem co czujesz...
- Wiem, przepraszam Cię, ja po prostu nie mogę się pozbierać po tym wszystkim, nie chcę nowej żony ale chyba nie mam innego wyjścia, czuję że nie będę jej tak bardzo kochał tak jak kochałem Kiarę... Nie wiem czy w ogóle kogoś jeszcze zdołam pokochać... Dużo mam czasu na znalezienie kogoś nowego?
- Około 3 miesięcy, nie więcej...