czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 2 Ktoś umiera, by ktoś mógł żyć...

Kiara wstała o świcie, nie mogła spać, całą noc dręczyły ją koszmary związane z porodem. Wyszła po cichutku przed jaskinie, tak by nikogo nie obudzić, chciała się przejść nad wodopój... Tak też zrobiła.
Gdy doszła usiadła i zaczęła myśleć nad swym życiem, zajęło jej to trochę czasu, wspominała jak poprzedniego dnia... Podniosła głowę do góry i  zobaczyła słońce wschodzące coraz wyżej...
-"O nie!"- pomyślała- "Muszę wracać, nie mogą zorientować się że mnie nie było!" Zrobiła gwałtowny ruch... Złapał ją mocny kurcz, upadła...
Nie mogła się podnieś ani w ogóle ruszyć... Brzuch bolał ją coraz bardziej! A ona była sama! Zaczął się poród, nie mogła znieść bólu jaki jej towarzyszył... Minęło sporo czasu...
                                                                    * * *
- Gdzie jest Kiara?- zerwał się gdy zobaczył że nie ma jej obok niego, wyszedł przed jaskinie... Tam też jej nie było... Ruszył  w stronę wodopoju...
                                                                * * *
Kiara była nadal w tym samym miejscu, samiutka...
Urodziła córeczkę, ale nadal ból nie ustępował raczej z minuty na minutę był coraz większy... Lwica czuła że śmierć zbliża się do niej wielkimi krokami...
Postanowiła napisać na piasku to co czuje, by gdy ją znajdzie Kovu mógł to odczytać... Napisała: " Kovu, nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham, mamy śliczną córeczkę...
Czuję że umrę, proszę opiekuj się naszą pociechą i wychowaj ją na godną władczynię... Jeśli możesz nazwij ją Maisha- to znaczy życie... Pamiętaj o mnie, ale też pamiętaj że chcę żebyś ułożył sobie życie... Na zawsze- Twoja Kiara.- narysowała jeszcze serduszko, przytuliła swoją córkę i ułożyła się tak że wyglądała jakby spała... Z każdą chwilą czuła się słabsza, słyszała dziwne głosy, lecz wiedziała że to tylko wytwór jej wyobraźni... Czuła jak opuszcza tych których kocha...
                                                              * * *
Kovu przyspieszył trochę będąc bliżej wodopoju...
- Kiara!!!- wykrzyknął przerażony gdy zobaczył ją leżącą, podszedł bliżej, ujrzał małą brązową kuleczkę.- Kiara?- podszedł do żony i trącił ją nosem.- Kiara! Obudź się! Kochanie... Słyszysz?- kilka łez poleciało mu po policzku, wziął córkę w pysk i pobiegł do Rafikiego...
- Kovu?! Co się stało?- spytał wychodząc z baobabu.
- Kiara urodziła... I... Chyba... Nie... Żyje...! Próbowałem ją obudzić ale mi się nie udało po za tym jest cała zimna i w ogóle znalazłem ją przy wodopoju, nasza córka leżała obok niej...
- Chodźmy, do niej...- Rafiki bardzo zasmucił się tym co usłyszał z ust Kovu.
Rafiki podszedł do leżącej, nieprzytomnej Kiary...
- Nie żyje...- odrzekł po chwili, obszedł ją w koło i zauważył pismo pisane łapą, którego odbiorcą miał być Kovu
- Zobacz, napisała to do Ciebie...- zwrócił się do płaczącego lwa, pokazując mu łapą co dokładnie ma na myśli...
Zaczął czytać, kilka razy zatrzymywał się płacząc na cały głos...
- Kiara prosiła bym nazwał naszą córkę Maisha... Śliczne imię, skoro ona tak by chciała- niech tak będzie...- znów zaczął płakać, Rafiki próbował go pocieszać, niestety na marne...
- Chodźmy, musimy wszystkim powiedzieć...- zaproponował mandryl, po czym uronił kilka łez...
Kovu wziął żonę na plecy, a Rafiki wziął Maishe na ręce, szli powoli...
                                                        *   *   *
- Co się stało! Kovu?- usłyszał zdziwiony i zmartwiony głos Simby.
- Kiara... Urodziła córkę... Maishę... Ale... Zmarła po porodzie...- znów powróciła chęć płaczu..
- Jak to? To niemożliwe... Rafiki... Wiesz dokładnie co jest przyczyną jej śmierci?
- Tak Panie... Pod czas ciąży ukąsiła ją tarantula, niestety nie wynaleziono na to żadnego leku, jednak większość lwic z tego wychodziła...- rzekł zasmucony...
                                                           *   *  * 
Tego samego dnia pod wieczór odbyła się prezentacja małej, brązowej lwiczki, wszyscy cieszyli się, jednak ich radość minęła szybko gdy dowiedzieli się że królowa nie żyje... Cała Lwia Ziemia, pogrążona była w rozpaczy, wiadomość dotarła również do innych ziem...
                                                   * Kilka dni później *
- Kovu? Mogę Cię prosić na słówko?- spytał Simba.
- Tak... Już idę...
- Przejdźmy się...- Kovu przystał na propozycję.- Wiem że jest Ci ciężko po stracie żony, ale znasz prawo, król któremu umrze żona, a on zostaje sam z małym dzieckiem musi wybrać... Albo jego małe dziecko obejmie tron, albo on sam znajdzie sobie drugą żonę...
- Tak znam prawo, ale to trochę nie logiczne, po stracie ukochanej osoby mam szukać sobie drugiej i zapomnieć o niej? Co to w ogóle za prawo!?
- Rozumiem Kovu, ale...
- Właśnie nie rozumiesz!- odszedł zdenerwowany...
Simba pobiegł za nim.
- Poczekaj, nie kłóćmy się, i tak mamy już wystarczająco dużo problemów...  Może masz rację  nie rozumiem, ale mniej więcej wiem co czujesz...
- Wiem, przepraszam Cię, ja po prostu nie mogę się pozbierać po tym wszystkim, nie chcę nowej żony ale chyba nie mam innego wyjścia, czuję że nie będę jej tak bardzo kochał tak jak kochałem Kiarę... Nie wiem czy w ogóle kogoś jeszcze zdołam pokochać... Dużo mam czasu na znalezienie kogoś nowego?
- Około 3 miesięcy, nie więcej...
                                  

3 komentarze:

  1. To takie smutne, to straszne, ze Kovu musi znaleźć nową żonę, ale wybrał słusznie.Jestem ciekawa co będzie dalej, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie smutne, ale no pięknie napisane. Kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta smutne, bardzo! Biedna Kiara, a Kovu i nowa żona???
    Ciekawe xo z tego wyjdzie?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń