wtorek, 22 lipca 2014

Ważna informacja.

Niestety mam dla Was złą wiadomość. Z powodu wyjazdu nie będę obecna od 23 lipca do 3 sierpnia. Nie pojawią się wtedy notki na żadnym z moich blogów. Przepraszam..
No nic to tyle.
Dziękuję za to,że mnie wysłuchaliście!
Pozdrawiam.
Kartyna(Hasira)

Ważna informacja.

Niestety mam dla Was złą wiadomość. Z powodu wyjazdu nie będę obecna od 23 lipca do 3 sierpnia. Nie pojawią się wtedy notki na żadnym z moich blogów. Przepraszam..
No nic to tyle.
Dziękuję za to,że mnie wysłuchaliście!
Pozdrawiam.
Kartyna(Hasira)

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 4- "To co zrobiłem to dopiero posmak bólu,który Ci wyrządzę.."

Poranek rozpoczął się przepięknie.Słońce przywitało tą krainę i dodało jej blasku.Na łące można było usłyszeć śmiech małej lwiczki,która była pod nadzorem swoich rodziców. Kovu z Kiarą nie mogli posiąść się z dumy,że mają taką piękną córeczkę..Dni nie brakowało..Szczęścia też...ale wszystko co dobre szybko się kończy..Tak więc jak już wspomniałam ten dzień zapowiadał się tak pięknie..Szkoda,że to tylko brednia i kłamstwo.
-Mamo złap mnie jeżeli umiesz-krzyknęła szczęśliwa Maisha i zaczęła uciekać przed matką.
Mała zaczęła się zbytnio oddalać.Znalazła się przed granicą Złej Ziemi.Zachwyciła się nią tak samo jak młoda Kiara.W końcu jaka mama taka córka.Brązowooka nie miała czasu na "podziwianie"tego miejsca,ponieważ królowa zaczęła ją doganiać.
Wnuczka Nali ponownie rozpoczęła pościg.Nie zważała na prośby i błagania matki.Nagle przed nią stanęła Zira. Nie była ona taka młoda jak kiedyś.Jej noga była odwrócona w inną stronę więc najprawdopodobniej została złamana.Pod czerwonymi ślepiami znajdywały się takie jakby worki.Ogólnie wyglądała strasznie.Uśmiechnęła się szyderczo,a następnie skoczyła na przerażoną lwiczkę.
Rwania,gryzienia szybko pozbawiły życia Mai.Przed martwym ciałkiem księżniczki stanęła Kiara,która nie mogła w to uwierzyć.Żona Skazy śmiała się chytrze w tle tej sytuacji.Pomarańczowa lwica sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła..Podcięła sobie tętnicę i także przestała oddychać..Wszystko widział zalany łzami Kovu.
-NIEEEEEE!-krzyknął brązowy lew

Właśnie wtedy się obudził.Pot spływał po jego ciele.Właśnie wschodziło słońce i rozpoczynał się kolejny piękny dzień.Niestety nie dla wszystkich..Lew tradycyjnie nie zobaczył obok siebie Kiary..Ponownie wrócił do ponurej rzeczywistości.Nie wiedział co ma myśleć o tym śnie..choć lepiej tutaj pasuje sformułowanie koszmar.A jeżeli to był jakiś symbol,ostrzeżenie? Smutny westchnął.
-Kiara..Dlaczego się tutaj nie ma..?-załkał król.
Właśnie wtedy obudziła się Mai.Szczęśliwa skoczyła na grzywę ojca i wtuliła się w nią.
Jak zwykle spytała się czy może pójść się pobawić. Kovu nie wiedział co odpowiedzieć.Bał się,że straci córkę tak samo jak żonę.Nagle przed nimi stanęła Lily. Lwiczka na jej widok dyskretnie przewróciła oczami.
Nie przepadała za lwicą.Bała się,że zastąpi jej miejsce matki,a tego nie chciała.
-Kovu..Puść swoją córkę niech się pobawi.Co Ci szkodzi?-rzekła to  słodkim i kuszącym tonem
Zielonooki postanowił jednak ulegnąć. Maisha  podskoczyła z radości i szybko zaczęła znikać z horyzontu widoku.Król wezwał lwicę na polowanie.Gdy wszyscy zniknęli,samotny lew mógł zastanowić się nad swoim życiem i daną sytuacją..Wiedział,że musi sobie znaleźć nową żonę,chociaż tego nie chciał..
                                                                      ***

Tymczasem księżniczka trochę zdenerwowana szła tam gdzie ją łapy poniosą.Cały czas przychodziła jej taka myśl,że ta Lila może być jej matką.Z całego serca tego nie chciała.W tym momencie zaczęła tęsknić za swoją prawdziwą mamą.Choć nigdy nie miała okazji jej spotkać wierzyła ojcu w,że była wspaniałą lwicą.
"Na pewno o dużo lepszą i ładniejszą niż ta Lily"pomyślała i zaśmiała się nerwowo.Niestety na Lwiej Ziemi nie było innych lwiątek,więc mała nie posiadała towarzystwa do zabaw.Mimo wszystko nie przeszkadzało jej to aż tak.Przecież można pobawić się z kimś innym..Zastanawiała się czy pójść na Złą Ziemię i poszerzać wiedzę,chociaż tata jej zabronił tam iść.Nagle poczuła jak ktoś chwyta ją za ogon.Odwróciła się i tam ujrzała lwiątko w mniej więcej jej wieku.Uśmiechał się do niej szeroko.Zdezorientowana milczała.Młody przypominał jej na swój sposób Simbę. Miał tylko ciemniejszy kolor grzywki,która dopiero mu rosła.
-Hej-rzucił lewek,ale wciąż nie puszczał ogona brązowej.
-Em..Cześć..Czy byłbyś taki łaskawy i puścił mój ogon?!-lekkie poirytowanie towarzyszyło Mai.
-No już się tak nie denerwuj..Jak się nazywasz? Ja mam na imię Jasiri,syn Kopy-wypiął się dumnie.
-Serio?Nie kojarzę imienia Twojego taty.Ja jestem Maisha, przyszła królowa..Ej masz ochotę się pobawić?-spojrzała na niego z przekąsem.
Nowy znajomy pokiwał głową na zgodę.
                                                                 ***


  Dzisiejsze polowanie lwic zakończyło się pełnym sukcesem.Udało im się upolować dorodną sztukę antylopy gnu.Wszystkie mięsożerne istoty zatopiły swoje kły w soczyste mięso.Ich brzuchy były zbyt napełnione aby się gdziekolwiek ruszyć.No może nie wszystkich.Lily próbowała przyciągnąć uwagę na zamyślonego Kovu. Gdy była wystarczająco blisko, puściła do niego oczko.Z jej spojrzenia można wyczytać nadzieję i chęć.Brązowy lew nie wiedział jak się zachować.Spojrzał na nią jak na wariatkę. Lwica miała zapewne nadzieję,że zielonooki pójdzie za nią.Na jej nieszczęście coś zniszczyło jej genialny plan.Albowiem Lila przeoczyła drobny szczegół.Nigdzie nie było Maishy.

Poszukiwania młodej lwicy można uznać za otwarte.Mąż Kiary nie wiedział jak mógł do tego dopuścić. Zapominał o własnej córce! Całe stado zostało podzielone na trzy grupy.W jednej dowodził Simba,w drugiej Nala,a w ostatniej: Kovu. Niestety nikt nie znalazł księżniczki.Została im jeszcze jedna opcja,której się obawiali: Zła Ziemia.
Przemierzali to pustkowie z wyjątkową ostrożnością.Może i Zira już nie żyła,ale mimo wszystko mieli się czego obawiać.Zrobili sobie drobny postój obok piaskowego "zamku".Niespodziewanie usłyszeli płacz i prośby o pomoc. Kovu zerwał się na równe nogi i pobiegł w kierunku tajemniczych głosów.Omal nie zbladł gdy zauważył swoją córkę,która została zaatakowana przez brązowego lwa.Wydawał się on być bardzo podobny..Przecież król kiedyś się na niego natknął.
-Zostaw moją córkę wyrzutku! Jeżeli tego nie zrobisz,to marnie z Tobą będzie-ryknął lodowatym tonem mąż Kiary
-Oczywiście "Wasza Wysokość"..Pamiętasz mnie może skądś "królu"? To ja Isaam. Mówiłem,że się zemszczę..Ale to co zrobiłem to dopiero posmak bólu,który Ci wyrządzę..Żegnaj-sprawca z szyderczym uśmiechem szybko znikał z pola widzenia.W końcu zmienił się w małą brązową kropkę..Ale nie to teraz było najważniejsze.Przerażony Kovu podbiegł do Maishy. Zauważył na jej ciele dużo ran i zadrapań.Załamany pobiegł z nią do Rafikiego..Mógł mieć tylko nadzieję,że Mai nic się nie stało...

                                                             ___________
Koniec rozdziału 4.Niestety nie został on napisany przez Lilę,tylko przeze mnie..Mam nadzieję,że chociaż troszkę Wam się to podobało..Dziękuję Ci Lilo za przerobienie obrazków ^^ Bardzo to pomogło..Oczywiście nigdy nie dorównam poziomowi pisania poprzedniczki,ale spróbuję chociaż minimalnie wczuć Was w klimat..
Osobiście sądzę,że rozdział nie poszedł mi najlepiej...
Czekam z nadzieją na jakieś opinie..
Pozdrawiam i życzę miłego dnia~~
Kartyna (Hasira)
Ps:Nienawiść Maishy do Lily wykorzystałam z kawałku rozdziału 4 napisanego przez starą autorkę.Myślę,że się za to nie obrazi c:

wtorek, 1 lipca 2014

Zmiany, zmiany, wszędzie zmiany :DD

Witajcie po baaaardzooo długiej nieobecności. Myślałam że już nic nie pojawi się na tym blogu a tu proszę. Blog będzie kontynuowany!!!! :)))) Tylko raczej nie przeze mnie, ale przez Kartinę Chodzik (Hasirę) ja będę się zajmować obrazkami ^^ Zawsze coś, prawda? :) Dalsze posty będą kontynuacją mojej historii, mam nadzieję że się Wam spodoba styl pisania Hasiry, bo szczerze, świetnie pisze i mam nadzieję że to docenicie :)
To tyle, czekajcie na pierwszy post! :) 
Pozdrawiamy Lwica Lila i Kartyna Chodzik (Hasira)


sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 3 Czy to ta której poszukuję???

Miesiąc później mała Maisha potrafiła już chodzić i mówiła pojedyncze słowa "tata", "jeść", oraz zdanie " "gde, mama"?



 To było niewiarygodne jak mała lwicza szybko się uczyła... Kovu od początku nie chciał obwijać w bawełnę i na każde pytanie córki odpowiadał "Kochanie, mamy nie ma... odeszła od nas, w sensie nie ze swojej zachcianki, ale tak już bywa, to odejście nazywa się śmiercią, każdy kiedyś odejdzie, na zawsze i nie ma odwrotu"-przy odpowiedzi na to pytanie często płakał córka wtulała się w jego grzywę, czuł wtedy radość która przelewała jego serce, jednak nie potrafiło to zatopić całej goryczy serca młodego lwa. 
Nie potrafił sobie przyswoić myśli że już nigdy nie zobaczy Kiary i może jakoś by to wszytko przebolał gdyby nie fakt o znalezieniu nowej żony, był tym załamany... Jednak nie tylko on, cała Lwia Ziemia była pogrążona w rozpaczy...
                                                                   * * *
Minął kolejny miesiąc, a lwiczka rozumiała coraz więcej Kovu ogólnie załamany był tym że musi znaleźć nową żonę, wcale tego nie chciał... 
Córka coraz lepiej umiała chodzić, oraz dobrze mówiła, ale niestety nie rozumiała jeszcze wszystkiego... 
Młody, samotny ojciec codziennie zabierał ją na spacery i na każdym z nich opowiadał Mai ( skrót od Maisha) o mamie, jaką to była wspaniałą lwicą...
Tego wieczoru też zabrał małą na spacer, ale postanowił pójść z nią trochę dalej niż dotychczas, rozmawiał z nią na różne tematy na przykład że ona w przyszłości zostanie królową, ale i tak najczęstszym tematem była śmierć królowej, Kovu pragnął by jego córka dużo wiedziała o mamie... 
Dlatego też zabrał dziś córkę trochę dalej na polankę by opowiedzieć jej o gwiazdach... Usiadł na trawie, a Mai na plecach ojca...
- Widzisz te migoczące gwiazdy?- zwrócił się do małej, patrząc w górę.
- Tak, widzę...
- To z nich patrzą na nas wielcy władcy z przeszłości...- Mama też?- przerwała mu pytaniem.
- Tak skarbie, mama też... Pamiętaj gdy ja też dołączę do tych gwiazd, przede wszystkim do twojej mamy, zawsze możesz się zwrócić do nas gdy będziesz miała problem... My postaramy się dać Ci znak, teraz w ciężkich chwilach możesz prosić mamę o pomoc... Ja tak robię...
- Aha... A czy...- zaciekawiła się mała, ale przerwały jej wrzaski odległe, aczkolwiek bardzo dobrze dosłyszalne...
- Poczekaj tu na mnie, muszę sprawdzić co się tam dzieje, dobrze? Nie ruszaj się stąd...- Lwiczka pokiwała głową że rozumie.
Pobiegł szybko i schował się w krzakach, by mieć wzgląd co dzieje się kilka metrów przed nim.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - krzyczał złowieszczo duży lew.
-  To nieprawda!
- Nie zasługujesz na to by żyć!!- uderzył lwice z całej siły, ta aż wybiła w powietrze...
- Tego jest za wiele!- pomyślał i wybiegł z krzaków wprost na lwa i trzepnął go jeszcze mocniej niż on swoją żonę,lwica była zszokowana...
Lew podniósł się szczerząc kły.
- Czego wsadzasz ten swój zapchlony łeb w nieswoje sprawy?
- Zapchlony, to jesteś TY, mam prawo interweniować gdy coś złego dzieje się na mojej  ziemi, zresztą na innej też bym nie przeszedł obojętnie... Nie życzę sobie, więcej takich zachowań z twojej strony, rozumiesz?
- Jasne, zapchlony półgłówku!!
- Zamknij się Isaam!!!- krzyknęła żona.
- Spadaj stąd, żebym Cię więcej nie widział! Muszę iść do córki.
- Odchodzę od Ciebie Isaam, rozumiesz? To koniec!- wyszczerzyła kły.
- Możesz dołączyć do nas, jeśli chcesz...


- No, jeśli mogę...
- Pożałujecie! Obydwoje!- szepnął sam do siebie.



Kovu rozmawiał z lwicą, a córkę niósł na plecach...
- A właśnie! Nie przedstawiłam się! Jestem Lily, ale mów mi Lila...- biała lwica uśmiechnęła się szeroko.
- A ja Kovu.- odwzajemnił uśmiech. Dopiero teraz zauważył dwie czerwone blizny przecinające oko lwicy, które zrobił jej mąż podczas uderzenia.



- A ja Maisha, ale mów mi Mai!- mała lwiczka uśmiechnęła się...
- Kto wybrał takie śliczne imię?
- Moja żona...- Kovu posmutniał, Lila wiedziała że jego żona nie żyje...
Na Lwiej Skale Kovu przedstawił wszystkim nową lwicę w stadzie...
- Może to ona zostanie twoją żoną?- spytał znienacka Simba gdy obydwoje zostali sami.
- Ma coś w sobie, coś co w niej polubiłem, ale nie wiem dokładnie co to jest. Zresztą, czas pokaże...
- Życzę Ci powodzenia, Kovu...
- Dzięki, przyda się...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Autorem nagłówka,cytatu oraz jednego z obrazków jest Irma  Bardzo dziękuję Irmo! Wpadajcie do niej na konkurs! Jest fajny i wcale nie trudny! Zapraszam! http://zycie-ksiezniczki-luny.blog.pl/

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 2 Ktoś umiera, by ktoś mógł żyć...

Kiara wstała o świcie, nie mogła spać, całą noc dręczyły ją koszmary związane z porodem. Wyszła po cichutku przed jaskinie, tak by nikogo nie obudzić, chciała się przejść nad wodopój... Tak też zrobiła.
Gdy doszła usiadła i zaczęła myśleć nad swym życiem, zajęło jej to trochę czasu, wspominała jak poprzedniego dnia... Podniosła głowę do góry i  zobaczyła słońce wschodzące coraz wyżej...
-"O nie!"- pomyślała- "Muszę wracać, nie mogą zorientować się że mnie nie było!" Zrobiła gwałtowny ruch... Złapał ją mocny kurcz, upadła...
Nie mogła się podnieś ani w ogóle ruszyć... Brzuch bolał ją coraz bardziej! A ona była sama! Zaczął się poród, nie mogła znieść bólu jaki jej towarzyszył... Minęło sporo czasu...
                                                                    * * *
- Gdzie jest Kiara?- zerwał się gdy zobaczył że nie ma jej obok niego, wyszedł przed jaskinie... Tam też jej nie było... Ruszył  w stronę wodopoju...
                                                                * * *
Kiara była nadal w tym samym miejscu, samiutka...
Urodziła córeczkę, ale nadal ból nie ustępował raczej z minuty na minutę był coraz większy... Lwica czuła że śmierć zbliża się do niej wielkimi krokami...
Postanowiła napisać na piasku to co czuje, by gdy ją znajdzie Kovu mógł to odczytać... Napisała: " Kovu, nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham, mamy śliczną córeczkę...
Czuję że umrę, proszę opiekuj się naszą pociechą i wychowaj ją na godną władczynię... Jeśli możesz nazwij ją Maisha- to znaczy życie... Pamiętaj o mnie, ale też pamiętaj że chcę żebyś ułożył sobie życie... Na zawsze- Twoja Kiara.- narysowała jeszcze serduszko, przytuliła swoją córkę i ułożyła się tak że wyglądała jakby spała... Z każdą chwilą czuła się słabsza, słyszała dziwne głosy, lecz wiedziała że to tylko wytwór jej wyobraźni... Czuła jak opuszcza tych których kocha...
                                                              * * *
Kovu przyspieszył trochę będąc bliżej wodopoju...
- Kiara!!!- wykrzyknął przerażony gdy zobaczył ją leżącą, podszedł bliżej, ujrzał małą brązową kuleczkę.- Kiara?- podszedł do żony i trącił ją nosem.- Kiara! Obudź się! Kochanie... Słyszysz?- kilka łez poleciało mu po policzku, wziął córkę w pysk i pobiegł do Rafikiego...
- Kovu?! Co się stało?- spytał wychodząc z baobabu.
- Kiara urodziła... I... Chyba... Nie... Żyje...! Próbowałem ją obudzić ale mi się nie udało po za tym jest cała zimna i w ogóle znalazłem ją przy wodopoju, nasza córka leżała obok niej...
- Chodźmy, do niej...- Rafiki bardzo zasmucił się tym co usłyszał z ust Kovu.
Rafiki podszedł do leżącej, nieprzytomnej Kiary...
- Nie żyje...- odrzekł po chwili, obszedł ją w koło i zauważył pismo pisane łapą, którego odbiorcą miał być Kovu
- Zobacz, napisała to do Ciebie...- zwrócił się do płaczącego lwa, pokazując mu łapą co dokładnie ma na myśli...
Zaczął czytać, kilka razy zatrzymywał się płacząc na cały głos...
- Kiara prosiła bym nazwał naszą córkę Maisha... Śliczne imię, skoro ona tak by chciała- niech tak będzie...- znów zaczął płakać, Rafiki próbował go pocieszać, niestety na marne...
- Chodźmy, musimy wszystkim powiedzieć...- zaproponował mandryl, po czym uronił kilka łez...
Kovu wziął żonę na plecy, a Rafiki wziął Maishe na ręce, szli powoli...
                                                        *   *   *
- Co się stało! Kovu?- usłyszał zdziwiony i zmartwiony głos Simby.
- Kiara... Urodziła córkę... Maishę... Ale... Zmarła po porodzie...- znów powróciła chęć płaczu..
- Jak to? To niemożliwe... Rafiki... Wiesz dokładnie co jest przyczyną jej śmierci?
- Tak Panie... Pod czas ciąży ukąsiła ją tarantula, niestety nie wynaleziono na to żadnego leku, jednak większość lwic z tego wychodziła...- rzekł zasmucony...
                                                           *   *  * 
Tego samego dnia pod wieczór odbyła się prezentacja małej, brązowej lwiczki, wszyscy cieszyli się, jednak ich radość minęła szybko gdy dowiedzieli się że królowa nie żyje... Cała Lwia Ziemia, pogrążona była w rozpaczy, wiadomość dotarła również do innych ziem...
                                                   * Kilka dni później *
- Kovu? Mogę Cię prosić na słówko?- spytał Simba.
- Tak... Już idę...
- Przejdźmy się...- Kovu przystał na propozycję.- Wiem że jest Ci ciężko po stracie żony, ale znasz prawo, król któremu umrze żona, a on zostaje sam z małym dzieckiem musi wybrać... Albo jego małe dziecko obejmie tron, albo on sam znajdzie sobie drugą żonę...
- Tak znam prawo, ale to trochę nie logiczne, po stracie ukochanej osoby mam szukać sobie drugiej i zapomnieć o niej? Co to w ogóle za prawo!?
- Rozumiem Kovu, ale...
- Właśnie nie rozumiesz!- odszedł zdenerwowany...
Simba pobiegł za nim.
- Poczekaj, nie kłóćmy się, i tak mamy już wystarczająco dużo problemów...  Może masz rację  nie rozumiem, ale mniej więcej wiem co czujesz...
- Wiem, przepraszam Cię, ja po prostu nie mogę się pozbierać po tym wszystkim, nie chcę nowej żony ale chyba nie mam innego wyjścia, czuję że nie będę jej tak bardzo kochał tak jak kochałem Kiarę... Nie wiem czy w ogóle kogoś jeszcze zdołam pokochać... Dużo mam czasu na znalezienie kogoś nowego?
- Około 3 miesięcy, nie więcej...
                                  

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 1 Szczęście w nieszczęściu

Tego ranka Kiara bardzo źle się czuła, zauważyła też od pewnego czasu że bardzo przytyła...
- Kiara, co ci jest?- spytał wyrwany głośnym jękiem ze snu.
- Aaa! Kovu!- lwica zaczęła panikować.
- Kiara! Co cię boli?- pytał w panice.
- Wszystko! Głównie... Aaa! Brzuch!- z trudem odpowiedziała na pytanie.
- Biegnę po Rafikiego!- zaczął biec, zbiegł ze skały po czym przyspieszył, nie mógł zawieść Kiary. Do baobabu miał spory kawałek, ale pokonywał go z szybkością- przecież tu chodzi o zdrowie a może i życie jego ukochanej?
- Ra-fiki!! Sz-szybko!- nie mógł złapać tchu.
- Co się stało?- wyszedł lekko zaspany.
- Kiara... Chyba jest... Chora!- wysapał.
- Dobrze, wezmę potrzebne rzeczy i idziemy- wskoczył na gałąź baobabu, po chwili zeskoczył z obładowanymi łapami.
- W drogę!- rzucił Kovu, wziął szamana na plecy i razem pobiegli.
Na skale ujrzeli pustkę, lew trochę się zdziwił ponieważ o tej porze na skale zawsze było tłoczno. Weszli z Rafikim do jaskini... Ich oczom ukazał się widok leżącej i wyczerpanej Kiary otoczonej całym stadem.
- Kovu, jesteście wreszcie!- ucieszył się Simba.
- Co z nią?
- Nie wiem, ale chyba bardzo boli ją brzuch...
- Uwaga!- krzyknął szaman.- Proszę o opuszczenie jaskini, muszę zbadać Królową!- wszystkie zwierzęta pokornie wyszły. Rafiki mógł zająć się badaniem.
- Kiara! Ty jesteś w ciąży!- wykrzyknął dochodząc do niej.
- Naprawdę? To cudownie!
- Ale coś mi tu nie gra... Te bóle to nie skurcze przedporodowe...
- Jeśli nie, to co to jest?
- Możliwe że coś Cię ugryzło, sprawdźmy.
- A czy to szkodzi dziecku?
- Nie dziecku nie, tobie to zagraża, ale zależy w jakim stopniu jad się rozprzestrzenił.
Kiara posmutniała. A co jeśli jej  się coś stanie i nie będzie mogła wychowywać dziecka? Co wtedy? Albo gdy...
- Już wiem co Ci jest...- rozproszył Kiarę z rozmyśleń.
- To coś poważnego?
- Niestety tak... Wiem że ugryzła Cię tarantula, oraz wiem że jesteś w zaawansowanej ciąży.
- Czemu nie czułam ugryzienia?
- Mogła ugryźć Cię w nocy. Wiem też że dziecku raczej nic nie będzie, ale Ty... Możesz nie przeżyć.
- Co? Jak to? Rafiki to pewne? A co będzie z Kovu, co będzie z dzieckiem?- lwica wpadła w rozpacz.
- Poród będzie jutro i najprawdopodobniej urodzisz córeczkę. Proszę abyś nie mówiła nikomu o tym co ci powiedziałem, dobrze? Nie chcę żeby nie potrzebnie się martwili, większość lwic z tego wychodziła.
- Dobrze...
Szaman wyszedł na zewnątrz gdzie każdy opowiadał swoje domysły co do tego co dzieje się w pomieszczeniu, oznajmił wszystkim co wynikło z badania i pogratulował rodzinie.
Kovu wszedł do jaskini gdzie zastał płaczącą żonę.
- Co się stało?
- Przestraszyłeś mnie! Płaczę ze szczęścia!- a tak naprawdę ból rozdzierał jej serce, nie mogła dojść do siebie po tym jak dowiedziała się że może tego nie przeżyć. Uśmiechnęła się na przymus.
- Będziemy mieli córkę! Cudownie prawda?
- Tak...- nie miała siły odpowiadać na pytania które przysparzały jej jeszcze gorsze uczucie.
- Ej co jest?
- Nic... Idę na spacer!- wstała ociężale i wymknęła się drugim jej tajemnym wyjściem o którym wiedział tylko Kovu.
Chciała odwiedzić miejsca z którymi miała najwięcej wspomnień, być może ostatni raz, chciałaby jeszcze raz to wszystko przeżyć od momentu poznania jej oczka w głowie. Na myśl o mężu rozpłakała się.
Miała ochotę wykrzyczeć to co jej leży na sercu. Chciałaby chwile spędzone z nim zatrzymać na dłużej... Jednak czas płynie nie ubłagalnie a poród  zgodnie z wyliczeniami Rafikiego ma się odbyć za kilkanaście godzin.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Podoba wam się nowy blog? Mam nadzieję że tak :D Zapraszam na drugi blog http://krollew-dalsze-zycie.blog.pl/ Pozdrawiam Lila640 ;3