sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 4- "To co zrobiłem to dopiero posmak bólu,który Ci wyrządzę.."

Poranek rozpoczął się przepięknie.Słońce przywitało tą krainę i dodało jej blasku.Na łące można było usłyszeć śmiech małej lwiczki,która była pod nadzorem swoich rodziców. Kovu z Kiarą nie mogli posiąść się z dumy,że mają taką piękną córeczkę..Dni nie brakowało..Szczęścia też...ale wszystko co dobre szybko się kończy..Tak więc jak już wspomniałam ten dzień zapowiadał się tak pięknie..Szkoda,że to tylko brednia i kłamstwo.
-Mamo złap mnie jeżeli umiesz-krzyknęła szczęśliwa Maisha i zaczęła uciekać przed matką.
Mała zaczęła się zbytnio oddalać.Znalazła się przed granicą Złej Ziemi.Zachwyciła się nią tak samo jak młoda Kiara.W końcu jaka mama taka córka.Brązowooka nie miała czasu na "podziwianie"tego miejsca,ponieważ królowa zaczęła ją doganiać.
Wnuczka Nali ponownie rozpoczęła pościg.Nie zważała na prośby i błagania matki.Nagle przed nią stanęła Zira. Nie była ona taka młoda jak kiedyś.Jej noga była odwrócona w inną stronę więc najprawdopodobniej została złamana.Pod czerwonymi ślepiami znajdywały się takie jakby worki.Ogólnie wyglądała strasznie.Uśmiechnęła się szyderczo,a następnie skoczyła na przerażoną lwiczkę.
Rwania,gryzienia szybko pozbawiły życia Mai.Przed martwym ciałkiem księżniczki stanęła Kiara,która nie mogła w to uwierzyć.Żona Skazy śmiała się chytrze w tle tej sytuacji.Pomarańczowa lwica sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła..Podcięła sobie tętnicę i także przestała oddychać..Wszystko widział zalany łzami Kovu.
-NIEEEEEE!-krzyknął brązowy lew

Właśnie wtedy się obudził.Pot spływał po jego ciele.Właśnie wschodziło słońce i rozpoczynał się kolejny piękny dzień.Niestety nie dla wszystkich..Lew tradycyjnie nie zobaczył obok siebie Kiary..Ponownie wrócił do ponurej rzeczywistości.Nie wiedział co ma myśleć o tym śnie..choć lepiej tutaj pasuje sformułowanie koszmar.A jeżeli to był jakiś symbol,ostrzeżenie? Smutny westchnął.
-Kiara..Dlaczego się tutaj nie ma..?-załkał król.
Właśnie wtedy obudziła się Mai.Szczęśliwa skoczyła na grzywę ojca i wtuliła się w nią.
Jak zwykle spytała się czy może pójść się pobawić. Kovu nie wiedział co odpowiedzieć.Bał się,że straci córkę tak samo jak żonę.Nagle przed nimi stanęła Lily. Lwiczka na jej widok dyskretnie przewróciła oczami.
Nie przepadała za lwicą.Bała się,że zastąpi jej miejsce matki,a tego nie chciała.
-Kovu..Puść swoją córkę niech się pobawi.Co Ci szkodzi?-rzekła to  słodkim i kuszącym tonem
Zielonooki postanowił jednak ulegnąć. Maisha  podskoczyła z radości i szybko zaczęła znikać z horyzontu widoku.Król wezwał lwicę na polowanie.Gdy wszyscy zniknęli,samotny lew mógł zastanowić się nad swoim życiem i daną sytuacją..Wiedział,że musi sobie znaleźć nową żonę,chociaż tego nie chciał..
                                                                      ***

Tymczasem księżniczka trochę zdenerwowana szła tam gdzie ją łapy poniosą.Cały czas przychodziła jej taka myśl,że ta Lila może być jej matką.Z całego serca tego nie chciała.W tym momencie zaczęła tęsknić za swoją prawdziwą mamą.Choć nigdy nie miała okazji jej spotkać wierzyła ojcu w,że była wspaniałą lwicą.
"Na pewno o dużo lepszą i ładniejszą niż ta Lily"pomyślała i zaśmiała się nerwowo.Niestety na Lwiej Ziemi nie było innych lwiątek,więc mała nie posiadała towarzystwa do zabaw.Mimo wszystko nie przeszkadzało jej to aż tak.Przecież można pobawić się z kimś innym..Zastanawiała się czy pójść na Złą Ziemię i poszerzać wiedzę,chociaż tata jej zabronił tam iść.Nagle poczuła jak ktoś chwyta ją za ogon.Odwróciła się i tam ujrzała lwiątko w mniej więcej jej wieku.Uśmiechał się do niej szeroko.Zdezorientowana milczała.Młody przypominał jej na swój sposób Simbę. Miał tylko ciemniejszy kolor grzywki,która dopiero mu rosła.
-Hej-rzucił lewek,ale wciąż nie puszczał ogona brązowej.
-Em..Cześć..Czy byłbyś taki łaskawy i puścił mój ogon?!-lekkie poirytowanie towarzyszyło Mai.
-No już się tak nie denerwuj..Jak się nazywasz? Ja mam na imię Jasiri,syn Kopy-wypiął się dumnie.
-Serio?Nie kojarzę imienia Twojego taty.Ja jestem Maisha, przyszła królowa..Ej masz ochotę się pobawić?-spojrzała na niego z przekąsem.
Nowy znajomy pokiwał głową na zgodę.
                                                                 ***


  Dzisiejsze polowanie lwic zakończyło się pełnym sukcesem.Udało im się upolować dorodną sztukę antylopy gnu.Wszystkie mięsożerne istoty zatopiły swoje kły w soczyste mięso.Ich brzuchy były zbyt napełnione aby się gdziekolwiek ruszyć.No może nie wszystkich.Lily próbowała przyciągnąć uwagę na zamyślonego Kovu. Gdy była wystarczająco blisko, puściła do niego oczko.Z jej spojrzenia można wyczytać nadzieję i chęć.Brązowy lew nie wiedział jak się zachować.Spojrzał na nią jak na wariatkę. Lwica miała zapewne nadzieję,że zielonooki pójdzie za nią.Na jej nieszczęście coś zniszczyło jej genialny plan.Albowiem Lila przeoczyła drobny szczegół.Nigdzie nie było Maishy.

Poszukiwania młodej lwicy można uznać za otwarte.Mąż Kiary nie wiedział jak mógł do tego dopuścić. Zapominał o własnej córce! Całe stado zostało podzielone na trzy grupy.W jednej dowodził Simba,w drugiej Nala,a w ostatniej: Kovu. Niestety nikt nie znalazł księżniczki.Została im jeszcze jedna opcja,której się obawiali: Zła Ziemia.
Przemierzali to pustkowie z wyjątkową ostrożnością.Może i Zira już nie żyła,ale mimo wszystko mieli się czego obawiać.Zrobili sobie drobny postój obok piaskowego "zamku".Niespodziewanie usłyszeli płacz i prośby o pomoc. Kovu zerwał się na równe nogi i pobiegł w kierunku tajemniczych głosów.Omal nie zbladł gdy zauważył swoją córkę,która została zaatakowana przez brązowego lwa.Wydawał się on być bardzo podobny..Przecież król kiedyś się na niego natknął.
-Zostaw moją córkę wyrzutku! Jeżeli tego nie zrobisz,to marnie z Tobą będzie-ryknął lodowatym tonem mąż Kiary
-Oczywiście "Wasza Wysokość"..Pamiętasz mnie może skądś "królu"? To ja Isaam. Mówiłem,że się zemszczę..Ale to co zrobiłem to dopiero posmak bólu,który Ci wyrządzę..Żegnaj-sprawca z szyderczym uśmiechem szybko znikał z pola widzenia.W końcu zmienił się w małą brązową kropkę..Ale nie to teraz było najważniejsze.Przerażony Kovu podbiegł do Maishy. Zauważył na jej ciele dużo ran i zadrapań.Załamany pobiegł z nią do Rafikiego..Mógł mieć tylko nadzieję,że Mai nic się nie stało...

                                                             ___________
Koniec rozdziału 4.Niestety nie został on napisany przez Lilę,tylko przeze mnie..Mam nadzieję,że chociaż troszkę Wam się to podobało..Dziękuję Ci Lilo za przerobienie obrazków ^^ Bardzo to pomogło..Oczywiście nigdy nie dorównam poziomowi pisania poprzedniczki,ale spróbuję chociaż minimalnie wczuć Was w klimat..
Osobiście sądzę,że rozdział nie poszedł mi najlepiej...
Czekam z nadzieją na jakieś opinie..
Pozdrawiam i życzę miłego dnia~~
Kartyna (Hasira)
Ps:Nienawiść Maishy do Lily wykorzystałam z kawałku rozdziału 4 napisanego przez starą autorkę.Myślę,że się za to nie obrazi c:

2 komentarze:

  1. A ja sądzę że rozdział poszedł Ci świetnie! Bardzo fajnie się to czyta, wyśmienicie opisałaś wydarzenia ze snu jak i te o spotkaniu lwiątek i w ogóle wszystko cudnie opisałaś <33 Jasne że się nie obrażę, nawet się cieszę że chociaż część mojego planu zostanie opisana na blogu. A co do obrazków to naprawdę nie ma problemu bo uwielbiam bawić się w przerabianie :)
    Pozdrawiam Lwica Lila i życzę Ci miłego dnia :*
    P.S. Sądzę że dobrze zrobiłam, godząc się abyś przejęła bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ci poszło, naprawdę dajny rozdzialik.Jestem ciekawa jak będzie dalej.Nie mogę się doczekać.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń